Kazwa
Dołączył: 12 Cze 2006
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Gdynia Cottage
|
Wysłany: Pon 15:01, 12 Cze 2006 Temat postu: Kronika |
|
|
Pozwole sobie przeniesc niegdys pisana Kronike przez wielkiego i szlachetnego kronikarza barda (w obecnej chwili juz ze swa lutnia) Felavandera. Oto ona:
Ja, niżej podpisany Felavander, bard, poeta, klanowy skryba, spisywać dzieje klanu naszego się podejmuję... A com spiszę, tu niżej umieszczę...
Część I – Ognisko
Słońce zmierzcha…
Ostatnie oznaki dnia chowają się w leśnym runie…
Nikną w wszechobecnym mroku…
Stają się niczym… pustką… ciszą…
Krakanie kruka…
Trzask drew ogniska…
Noc…
Postać odziana w szary płaszcz…
Blask ognia…
Elf…
Elf, siedzący w milczeniu…
w zamyśleniu…
Część II – Krasnoludki kowal
Dranok…
Tak. Krasnolud Dranok. To od niego wszystko się poczęło…
Legendarny mistrz kowalskiego fachu.
On… On to wszystko stworzył…
Było to tak…
------------------------------------------------------------------------
Dranok wstał tym razem dosyć późno. Po całonocnych hulankach głowę miał nad wyraz ciężką, a i ręce odmawiały momentem posłuszeństwa. Odpuścił sobie robotę w kuźni i udając się do karczmy, celem załagodzenia kaca, został świadkiem ciekawego wydarzenia…
------------------------------------------------------------------------
- Bracia… i siostry. Podejdźcie proszę… Zaprezentujemy Wam, mały pokaz naszych sił. Pokaz mistrzów… członków naszego klanu.
W zapierającej dech prędkości, przemawiający dobył swego dwuręcznego miecza. Wokół niego rozstawił się okrąg jego pobratymców… Rozpoczęła się walka. Ustawieni w pierwszej linii wojownicy ruszyli na jegomościa z oburęczniakiem, zacieśniając szczelniej krąg. W tem czasie linia łuczników wypuściła salwę strzał… Wszystkie zostały odbite. Odbite nie wiadomo, kiedy i jak, przez jegomościa z oburęczną bronią.
Teraz dzieła dostąpili wojownicy… Mimo wysiłku i chęci, a także (ba!) przeważającej ich liczbie, nie udało im się choćby drasnąć nieuzbrojonego w pancerz jegomościa. Każdy cios (a było ich nie mało) parowany był uderzeniem dwuręcznego, ciężkiego, jak zauważył Dranok, miecza… Do czasu…
Do czasu, gdy jegomość z oburęcznym mieczem nie wykonał młynka. Młynka sposobu, którego Dranok nie znał.
Po chwili wszyscy leżeli na ziemi…
Po chwili po oburęcznym mieczu spływała posoka…
------------------------------------------------------------------------
- Nazywamy się Immortal Spirit. Prezentując Wam, zgromadzonym nasze siły, zamierzaliśmy wywołać zachwyt, oniemienie. Ale również, a to przede wszystkim, zamierzaliśmy znaleźć wśród Was osoby mogące wstąpić do naszego stowarzyszenia.
- Poszukujemy… wszelkiej maści sprawnych łuczników…
-To nie dla mnie… - mruknął do siebie Dranok i ruszył w stronę karczmy…
-…Wojowników…
Skrzyp starych drzwi…
-oraz wykwalifikowanego w swym fachu krasnoludzkiego kowala…
Dranok odwrócił swą poznaczoną bliznami twarz. Spojrzał na jegomościa z oburęcznym mieczem. Spojrzał… i zaraz potem wszedł do karczmy.
- Najpierw kac, później interesy.- burknął pod nosem.
- Antałek piwa, karczmarzu…
-----------------------------------------------------------------------
Drzwi karczmy otwarły się z hukiem.
Tym, który przez nie wszedł, był jegomość, odziany w skórzany kubrak, z ciężkim, jak już wcześniej zauważył Dranok, oburęcznym mieczem.
Usiadł obok krasnala.
- Widziałem twe spojrzenie… Spojrzenie pełne wyrachowania.- spojrzał mu w oczy – pełne wiedzy.
- Chciałbyś do nas dołączyć.
Cisza…
- Tak.
-----------------------------------------------------------------------
- Mam we trzy dni, wykuć pancerz dla całej twej kompani? Toż to niemożliwe.
- Dla nas nie ma rzeczy niemożliwych. Zapamiętaj to. Nadto, to ma być twój test.
- Znam własne możliwości… Nie podołam…
- W momencie wypowiedzenia „tak”, zaprzepaściłeś szansę odwrotu. Kuj, albo zostań w hańbie po wielki…
Niemożliwym było wykonanie tego zadania. Niemożliwym, nawet dla tuzina krasnoludzkich kowali.
- Nie wykonam tego zadania.
-----------------------------------------------------------------------
Tydzień później, Dranok obudził się w starym borze, gdzieś nad skrajem morskiego klifu. Był obity, pokaleczony, ale żył...
Część III – Elfka
Krasnolud uważnie rozejrzał się dookoła. Istotnie, znajdował się na skraju starego boru, jednakże to, co wcześniej zdało mu się morzem, teraz (po dokładnych obserwacjach, i ponad godzinie umyślnego wytężania wzroku) okazało się wielkim jeziorem. Na lewo, jak okiem sięgnąć, wszędzie połacie zboża… Zboża, które delikatnie kołysało się smagane przez wiatr. Wtedy to zobaczył. Między kłosami skakała radośnie mała dziewczynka, ubrana w błękitną suknię. Długie jasne włosy spięte były w warkocz…
Ta chwila pozostała w jego umyśle na wieki.
---------------------------------------------------------------------
Następnego ranka zbudził się leżąc w pościeli pachnącej jaśminem. Na jego ciało nakładano kompres. Ruchem, na jaki pozwalało mu jego obolałe ciało, schwycił za dłoń osobę, która tę czynność wykonywała. Dłoń ta, była niezwykle delikatna. Krucha… w pewnej chwili krasnolud przeraził się, że może ją złamać… nie trwało to jednak długo…
- Jesteś bezpieczny.
Głos był niezwykle delikatny. Niezwykle melodyjny… Niezwykle stanowczy…
Dranok puścił dłoń osoby o tak pięknym głosie…
Zobaczył twarz elfki. Smukłą facjatę, zielonej barwy oczy, bladą cerę, złociste włosy muskające delikatnie elfie uszy… twarz elfki…
- Jesteś bezpieczny.- powtórzyła.
I wtedy ponownie zatracił się we śnie…
Część IV – Agravine
Kiedy ponownie otworzył oczy, w pomieszczeniu było już ciemno. Przez okno wpadało blade światło księżyca.
- Jak z nim?
Dranok wstrzymał oddech, słysząc szept dobiegający z zewnątrz.
- Lepiej. Dochodzi do siebie.
Dranok rozpoznawał ten głos. Słyszał go już wcześniej, nie mógł jednak w tej chwili skojarzyć go z odpowiednią osobą.
- To dobrze.
Do pomieszczenia wlał się lekki zefirek. Drzwi zostały otwarte. Zostały otwarte nie wydając nawet najmniejszego dźwięku.
Udawał, że śpi.
Obok niego, na wiklinowym fotelu ulokowała się smukłą sylwetka mężczyzny.
„Elf…” – pomyślał.
- Nie udawaj niski bracie. Mnie nie oszukasz.
Dranok leniwie otworzył ślepia, pozorując wyrwanie ze snu.
- Sso…aaa –ziewnął.- Kt.. oo… - mlasnął gębą.
- Krasnoludzie. Masz właśnie do czynienia z wprawnym elfim okiem łucznika. Przestań udawać i zachowuj się jak na poważnego krasnala przystało.
Krasnolud tymczasem udawał, że ponownie zapada w sen.
- Ech… wiedz, że nie mamy wobec Ciebie złych zamiarów. Wręcz przeciwnie… O Twej skromnej osobie poinformowało nas jedno z elfach dzieci, bawiące się opodal jeziora.
„Dziewczynka…”
- Powiedz proszę, kto Cię tak urządził.
- Pierwej skisnę, niżeli wyjawię jakieś informację nieznajomemu.- powiedział z dużą dozą sarkazmu.
Elf uśmiechnął się szeroko.
- Nazywam się Agrawine. Srebrny elfi strzelec. Niezwykle mi miło…
- Dranok. Krasnoludzki kowal.
W pomieszczeniu rozległy się śmiechy dwóch postaci.
Część V – „Klan…”
- To Immortal Spirit.- rzekł poważnie krasnolud, zrywając źdźbło trawy i przyspieszając kroku celem dogonienia elfa.- Poprzysięgłem zemstę nad nimi, choćbym ścigać ich miał, po kres swych dni.
- Immortal Spirit…- elf powtórzył w zamyśleniu.- wiele o nich słyszałem. Tak, naprawdę wiele. Jesteś pewien, że podołasz?
W umyśle krasnoluda nabrzmiał pomysł.
„Klan…”
- Nie, jeśli będę sam.
„Klan…”
„Klan…”
„Klan…”
Ta myśl brzęczała mu w głowie niczym krasnoludzki dzwon, ogłaszający koniec roboty w kopalni. Nakazujący odpoczynek i powrót do żon, czekających z wytęsknionym obiadem.
- Dołącz do mnie przyjacielu. Razem stawmy im czoła.
Cisza…
-Zgoda.
Część VI – Powrót do ogniska
Elf odłożył stare pożółkłe karty na bok. Wstał. Podszedł do paleniska. Dorzucił drwa…
- Tak…
Część VII – Neutralność
Tak oto właśnie, narodził się pomysł klanu. Stowarzyszenia, dla którego tak solidnie przelewamy, po dziś dzień krew i pot. Stowarzyszenia, które przyjęło miano „Towarzyszy Boju”...
Tak… Towarzysze Boju, byli od zawsze. Nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale pojęcie przez nas tak ukochane narodziło się tuż u zarania dziejów. Tuż po spłodzeniu boskich dzieci. Kiedy to młodzi bogowie wspólnie tworzyli nasze istnienie. Tam narodziły się względności takie jak honor, braterstwo, wiara, oddanie… Wtedy też zrodziła się praworządność… Z czeluści wyłonił się chaos… W końcu… zrodziła się neutralność…
Neutralność, bowiem, najwspanialszą z cnót. Czymże, bowiem, chaos poczyna? Czymże jak nie dobrem? A czymże poczyna dobro? Złem…! Tak, tak moi mili… Dobre złem poczyna w swych występkach… Czy jest albowiem coś takiego jak dobra, czy sprawiedliwa śmierć? Czymże jest blady elf zabijający w imię dobra. Dobra, które nigdy nie idzie w parze ze śmiercią. Bo śmierć, nie jest sprawiedliwa…
Dlatego, chwalimy neutralność. Dlatego, że jest najprostsza w swoim rozumieniu. Dlatego, co by ślepo nie wierzyć w powiastki o złych i dobrych rycerzach. Dlatego, by nie ingerować zbędnie w sprawy „dobra”, czy „zła”. Dlatego, by wierzyć… wierzyć w siebie samych.. wierzyć w bractwo…
Część VIII – Pożegnanie
Powrócę jednak do historii…
Jak już pisałem, Agravine, Elfi Strzelec, zgodził się towarzyszyć Legendarnemu (choć jeszcze nie w tym czasie) Dranokowi, w jego osobistej krucjacie nad Immortal Spirit. Minęło jednak sporo czasu zanim opuścili elfią krainę…
W czasie pobytu na sławetnych elfach ziemiach, Dranok nauczył się wielu nowych technik kowalstwa. Technik…, elfich technik, które sprawiły, że to właśnie on otrzymał tytuł legendarnego. Krasnoludzka solidność, oraz elfia lekkość, gibkość, połączone w jedno, sprawiły, iż to właśnie on zapisał się w historii po wsze czasy…
Miejscowi zadomowili się z myślą o nowym mieszkańcu wioski. Ba… polubili go, i nawet w swym wielkim, arystokratycznym sercu, szanowali i poważali.
Krasnolud ukochał elfie fanaberie, oraz jakże elfie… elfki. Przede wszystkim jednak ukochał elfie trunki.
Ponadto, nauczył się (za namową Agravine’a) strzelać z łuku… Heh, daleko mu jednak było do tych najgorszych elfich strzelców… Przeto, zdecydowanie bardziej lubował swój kowalski młot...
------------------------------------------------------------------------------
Nadszedł jednak czas odejścia. Smucił się Dranok ogromnie. Smucił się tym bardziej, widząc smutne oblicze bladego elfa Agravine’a, któremu mimo chęci przygody i mimo przyjaźni łączącej go z krasnoludem, żal było opuszczać elfie ziemie… swą małą i dużą ojczyznę… swój dom…
------------------------------------------------------------------------------
Felavander
|
|